I tak, drugi post tej nocy. Szaleję.
Są tematy, o których można opowiadać i opowiadać, jak i takie, które wszyscy wolą przemilczeć. Jak wyczuwamy, kiedy można się odezwać? Nijak. Człowiek wydziera się na drugiego człowieka za chęć wpełźnięcia w rozmowę. Boże, jacy oni są bezmyślni. Świadomie działają pod wpływem impulsu (o ile tak się da), a potem narzekają, że są z kimś skłóceni. Dzisiaj doszła mnie wieść, że znajomy ze mną nie rozmawia, bo ogarnia mnie typowy "foch" na niego. Obrażenie. Złość. Coś takiego. A ten człowiek nawet nie postawił stopy w mojej głowie, tym bardziej nie chodził po niej. To dobry przykład. Nie szukam wszędzie kłótni. Co najwyżej kończę znajomość. Chodzi o to, że on się na mnie obraził, a ponieważ nie chce, żeby było, że się "focha" zrzucił to na mnie. Zielonym pojęciem było dla mnie, o co chodzi. Dopiero dzisiaj już wiem. Nie uwierzylibyście, ha. O homoseksualistów. Poważnie. Wiem, jest to stały temat; ludzie nienawidzący hetero stają się tolerancyjni, a ci, którzy czują zażenowanie patrząc na kreaturę piękna w jajogniotach męstwa i grzywce przsłaniającej trzy czwarte twarzy stają się orutnymi potworami. Ale już, wracam do rzeczy. Chodzi o to, że on jest homofobem. Nienawidzę homofobii. Z początku dyskutowałam, potem szkoda mi było nerwów, zwłaszcza że i tak nic nie wskóram. Teraz, gdy coś mówi po prostu odwracam się i idę przed siebie. Chyba naczytał się za dużo Biblii (takiej nudnej książki, którą interesują się tylko księża, katecheci i kilka ślepych głupoli, którzy nienawidzą grzeszników, przez co grzeszą gorzej niż oni), bo kiedyśtam mówił, że Bóg (taki pan, który mimo, że nic nie potwierdziło w 100% jego istnienia jest najważniejszy na świecie) potępił homoseksualistów. Co z tego, że pary jednopłciowe to nie wynik głupoty ludzkiej, problemów z psychiką czy choroby, tylko natury (w końcu zdarzają się takowe nawet w świecie zwierząt). Nie mam już siły do tych debili.
Wiem, strasznie rozpisane to wszystko, do tego nudy o mnie, ale chyba namąciła się we mnie potrzeba wygadania się komuś/czemuś. Wybaczcie.
Dobranoc, pozdrawiam i tak dalej.
czwartek, 30 kwietnia 2015
1.00. Wolę o tej porze spać.
Szum ciszy, blady wrzask mnie.
Nie polecam nikomu pić napojów energetycznych, gdy nie ma takiej potrzeby. Wszystko wydawało się "tak o" i "przez przypadek", ale gdy moje ciało skończyło dygotać to i tak było źle. Napiszę parę postów. Książka skończona i cóż, przykro.
Jak się czuję? Moje wnętrzności wywaliły się na drugą stronę. Czuję swój oddech. Powieki kapitulują. Wszystko kapituluje. I ogarnia mnie wściekłość, głównie na siebie. Jak można było tyle wypić tego świństwa? Tak mi głupio. Skoro tak to przeżywam, to boję się samej myśli o kacu. Ciężko mi stanąć, bo pieką mnie mrówki w stopie. I znowu dygoczę.
Długo dudniał mi w głowie głos znajomego. Mówił o Jinx z lola, wysłał parę artów. I poradził wypić herbatę. Wątpię, by pomogła. Moje dygoczące ciałko leżało zwinięte w kłębek i dygotało tak z telefonem leżącym obok, ustawionym na głośnik. Mam jeszcze przed oczami kilka twarzy. Wdech szczęścia i wydech rzeczywiści. Tak chyba będzie w kółko, prawda? Z resztą, ktoś taki jak ja nigdy nie uczy się na błędach. Tylko na nieszczęściach, za które się obwiniam. Idiotyzm.
Będę czekać na sen jeszcze parę godzin. Albo wemzę proszki. I postaram się tym razem zapamiętać, by nie pić tego cholerstwa. Tak bardzo mi głupio. Eh.
Mam nadzieję, że wy spokojnie śpicie i nie macie problemów ze snem. Mnie one nękają od kilku lat. Może dłużej. Kto wie? I kto by to liczył?
Pozdrawiam.
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Gorąc przelany szarością chmur.
Wypite cappuccino stoi przede mną i tworzy bałagan. Otwarte okno niech da mi swoje ostatnie świeże powietrze. Schowam je tu. A potem to powietrze, zniknie, bo nie będzie już świeże. Głupio, prawda?
I leci u mnie soundtrack z Death Note'a. Ci to mieli łeb, by coś takiego stworzyć! Podziwiam ich. Bardzo mi się podoba <tutaj możesz posłuchać>. Ładne, nie? Kiedyś coś z tego zagram. Na gitarze, rzecz jasna. Na pianinie praktycznie nic nie umiem. Chociaż będąc małym dzieciakiem marzyła mi się gra na pianinie. Ale wszystko szlak trafił. Ale tak zawsze jest. I przyjaciół szlak trafił, i może nawet coś mniej więcej jak miłość. Ale to tworzy ze mnie nowego człowieka. Bezpiecznego. Uwierzcie mi - najlepiej jest polegać na sobie.
Martwi mnie stan zdrowia znajomego. Zaczyna wdrążać się w lekomanię i żadne tłumaczenie do niego nie przemawia. Tabletki popija energetykiem, tak w dzień w dzień i nie chce przestawać. Nie chce spać, a jest zmęczony. Ale chciałby zasnąć w nocy. Tylko uh, nie da się. Moja rada była taka, by znalazł sobie jakąś dziewczynę, czy coś. By ktoś go pocieszała i miała jakiś wpływ. Ale potem obaj stwierdziliśmy, że to, co nas otacza to w większość tępy plebs i nie ma co szukać. A więc zostaliśmy my. Będziemy się starać. Ale wątpię, by to cokolwiek dało. Zakatuje się tym na śmierć. A my nie chcemy na pogrzeb. To znaczy, jeśli będzie, to chcemy, ale nie chcemy, żeby był. Ale kupię mu róże. Bardzo lubię róże. Wiem, to takie pospolite - róże. W każdym razie on na którejśtam ze swoich kartek ma pseudoróżę rysowaną przeze mnie cyrklem. Nie wygląda jak róża, ale moja wyobraźnia ją tak nazwała.
Och i jeszcze jedno. Jeśli chcecie mieć ze mną kontakt to znajdziecie mnie tu: SmutnaBuzia. I jeszcze gg, tu macie numer: 50663468.
A więc życzę ciekawego dnia. Takiego, o którym się potem wspomina.
piątek, 24 kwietnia 2015
Plamy światła na chłodzie szyby, zbyt czystej.
czwartek, 16 kwietnia 2015
Powietrze mi ciąży.
Napiera na mnie parszywie i wlewa mi się do płuc, na tyle źle, że prawie tego nie czuję. Powieki zachowują się, jakby były posmarowane tanim klejem w plastikowej tubce, tej z siatką, przez którą się wylewa, z kolorowymi zakrętkami. Okrutnie się garbię, ze względu na zmęczenie i codzienne dźwiganie mojego ciała przez coś, co jest tylko kręgosłupem. Kiedy wyczerpanie dopada mnie już doszczętnie, a ja nie potrafię usnąć, często boli, jakby pobierano z niego szpik, czy wyłupywano kręgi. Serce łupie mi ociężale, zapewne zirytowane faktem, że tak pracuje, a ja nie zwracam na nie uwagi. Czas przestaje istnieć. Jest dla mnie niczym. Dla mnie go już prawie nie ma. Każdy dzień jest tylko paroma uderzeniami w klatce piersiowej i kilkoma oddechami. Otwieram oczy, którymi za jakiś czas widzę twarze, przez które przyjemnie byłoby oślepnąć, słyszę głosy, przez które nie chcę słyszeć, czuję zirytowanie i żal. Czy ja szaleję? Dociera do mnie powoli, co się dzieje we mnie i dookoła mnie. Z kim muszę rozmawiać. Na kogo muszę patrzeć. Jak odstaję swą normalnością od innych. Przez chwilę mam ochotę być młodsza, by umieć dostosować się do osób w moim wieku. Żałosne, nie? Tak niewiele osób potrafi ze mną na prawdę rozmawiać. Tak niewiele osób potrafi mnie poznać. Tak wiele osób mnie nie zna. Grupa głupoli, ignorantów i inteligentów, nafarszowanych hipokryzją, ot co! A ich wady wciąż dokładają się do moich. Razem z nimi jestem chyba najbardziej wadliwym człowiekiem na Ziemi. A oni są wyjątkowo idealni. Bo ja, człowiek otwarty, życzliwy i sympatyczny, już dawno przemieniony w szczerego, podłego złośliwca ewoluuję nadal i wciąż do tyłu. A ludzie i tak są pośród mnie. Rzygam nimi. Mam dość. To niezdrowe, wiem. Martwi mnie to. Gdy ta niechęć zbiera się we mnie i mówię, co myślę, okazuję się kimś wyjątkowo smętnym, nie-radonym, zazdrosnym, nie-kreatywnym, bo Boże, tak nie znoszę ich prawie wszystkich! Wszystko, co złe, oto ja! Przybywam wśród dziecięcych trosk i problemów, z których śmię kpić! Zgniećcie mnie jak papier, bo papier nie myśli, a chcę mieć zaszczyt nie-myślenia. I przypomnijcie mi, że dalej oddycham i że mój potwór z klatki piersiowej wciąż próbuje nawiać. Bo przez czas ciągle o tym zapominam.
Nie-kreatynej, szarej, hipokrytycznej, homoseksualnej, zrozpaczonej, wytarganej przez plugawe myśli, wypełnione radością, czy muzyką, zgarbionej, nagiej, zwracającej uwagę na tych, którzy jej mają już po czubki, lecz wciąż pragną, ale także głębokiej nocy życzę. Czegokolwiek to może znaczyć.
piątek, 3 kwietnia 2015
Czerń zaczyna pożerać plamki światła.
I dotyka mnie porządne zażenowanie. Już od dawna doszedł mnie "lans na choroby psychiczne". Jednakże nie siedzę w tym temacie. Chociaż już na portalu ask.fm parę razy przeczytało się w opisach gorących trzynastolatek o tym, że mają schizofrenię, są masochistkami, sadystkami i tak dalej. Któraś z nich dostałą pytanie, czy faktycznie ma schizofrenię, ale "przecież to, że mam "schizophrenic"(<nie wiem, czy tak się pisze, nie używam tego słowa) w opisie nie znaczy, że choruję". Nie rozumiem, co w tym fajnego. Wiem, wiem - próba zwrócenia na siebie uwagi i tak dalej, ale do cholery jasnej, choroba to nie powód do śmiechu, wyzwisk, lansowania, czy podziwiania. Jednak pewien fanpage na portalu facebook mnie rozbroił. Macie tutaj linka <klikasz na własną odpowiedzialność>. Błędy w ortografii i interpunkcji aż parzą, jednak Bogu dzięki, nie są one tak częste. Gdy nazwie się któregoś z adminów gimbusem, no cóż, potwornie się tego wypierają, chociaż ich pisownia mówi inaczej (bo jak, do cholery jasnej, jak można pisać "pruba", "wruciłem" i mieć więcej niż te piętnaście czy szesnaście lat? Rozumiem, dysortografia i tak dalej, ale czerwone podkreślenia informują o błędzie, z resztą przed napisaniem można się też zawsze upewnić, czy jest to poprawne). W każdym razie ładuję tam zgłoszenia, inni też. Chcielibyście pomóc?
Tylko nie chcę tego bloga prowadzić jedynie po to, by krytykować innych ludzi. Mówię tylko, że to przykre, ludzie cierpią przez choroby psychiczne, a głupie dzieci się nimi cieszą (ciekawi mnie, czy rodzice adminów wcześniej wspomnianej strony wiedzą, co ich dzieci wypisują? Przepraszam za ten nawias, ale to było silniejsze ode mnie). Nie wiem, może to są błędy wychowawcze rodziców? Cholera wie. Może jedyne, co wypadałoby do tych osób czuć to współczucie. Jednak nie, to nie to, czuję potworne zażenowanie.
Ale eh, zostawmy ten temat. Niech tam sobie stoi ten wyżej napisany monolog, postaram się do tego nie wracać. Gdyby celem tego bloga byłoby opisywanie ludzi, którzy budzą we mnie owe zażenowanie (albo takie "nie wiem, czy się śmiać, czy płakać") to byłoby tego sporo. Chociażby samobójczynie, które ze sobą skończyły, bo "zajn kambak" i dodawały zdjęcia pociętych rąk na prawo i lewo. Nie, nie, nie, koniec. Bo jak zacznę o tym pisać, to nie skończę.
W każdym razie cieszę się, że idę za niedługo spać, w końcu 23:51 nie należy do najmłodszych godzin, a bardzo, bardzo lubię spać. Tylko gorzej z budzeniem się. I bardzo kocham wieczory! No, nawet lubię jeszcze późne popołudnia. Chodzi mi o chwile, w których mogę bezkarnie siedzieć w swoich czterech ścianach, napawać się muzyką i czasem też śmiać z wcześniej wspomnianych tępych i żałosnych ludzi. Jednak mimo wszystko budzi to też - wcześniej wspomniane - zażenowanie. Może nawet smutek, że coś takiego żyje wśród mnie, bo takiego czegoś pewnie jest nawet dużo.
Eh, rzeczywiście, jak zacznę o nich pisać, to ciężko mi skończyć. Chyba najlepszym rozwiązaniem będzie skończenie tego wpisu. No, rozumiecie. Nie chcę wzbudzać idiotycznych dyskusji.
Żegnam, życzę miłych snów i tak dalej.