GRY Smutne Buzie: lutego 2016

niedziela, 7 lutego 2016

Dzień po dniu.

Regularne posty to zdecydowanie nie jest moja mocna strona. Cholera, nie potrafię, za nic nie potrafię pisać na zawołanie. Chociaż blog martwy, wybaczycie?
Uwielbiam czytać wasze komentarze, chyba zacznę na nie odpisywać. Lubię mieć rozmówców.
Chyba wreszcie zmienię wystrój, bo wszyscy narzekają na tą całą "depresję i smutek dookoła" a nie do końca o to mi chodziło. Wszyscy skupiają się na całokształcie. Nie powiem, że mnie to smuci, bo głupio pisać na takim blogu, że jest się smutnym.
Po prostu nie obchodzą mnie kosmetyki, drogie ubrania i prowizoryczne zdjęcia mnie, na których i tak wyglądałabym brzydko. Jeśli osoba jest ładna, to najładniej wygląda na żywo. Jest wiele ładnych zdjęć przedstawiających ładnych ludzi, ale wolę cieszyć się twarzą, nie papierem.
Nie obchodzi was moje życie, bo w nim nic się nie żyje, więc blog jako pamiętnik też byłby czymś dość trudnym. Zwłaszcza, że sama nie wiem, co do końca czuję. Po prostu chcę być szczęśliwa. Szczęśliwsza, niż jestem.
Czego mogę jeszcze chcieć? Odcięcia się od ostatnich lat. Wspomnień. Zagrać je jeszcze raz. Nie poznawać niektórych ludzi, a tych, którym musiałabym poznać chciałabym lepiej zignorować.
Replay? Dlaczego nieosiągalny?
Nic się nie zaczęło i już mam dosyć niczego. Cholernie dość.
Traconych godzin na kretyńskie obowiązki, które przesypiam lub udaję przytomność. Przedzierania się przez rozmowy koleżanek o chłopakach i imprezach, do momentu w którym stwierdzę, że rzeczywiście zostałam olana. Panicznie szukam rozmówcy. Kogoś, kto ma tak ciekawe życie, że oddałby mi tego ułamek. I nic się do cholery jasnej nie dzieje. Chcę wstawać rano i myśleć "oh, znowu ich wszystkich zobaczę, jak świetnie!" i chcieć robić to wszystko, co powinnam robić.
I to wszystko to za dużo.
Chciałabym się odseparować, ale to jeszcze nudniejsze.
Znikanie to czysty blef. Nawet jak cię nie ma to jesteś. A znikanie to czysta nuda. Kiedy znikasz nikt nawet nie pyta "czy wszystko w porządku?", bo wszystkich to po prostu nie obchodzi.
Chcę mieć powody do płaczu. Bo płacz potrafi być czymś dobrym.
To pogmatwane i ciężko to zrozumieć. W porządku, też tego nie rozumiem. Jakby jakąś paćkę różnych osobowości wrzucili do jednego, małego ciała.
Halo, jest tu ktoś?
Dlaczego podobno nie jestem normalna?
Nawet nie wiem, czy jestem sobą.
Nie wiem, czy przez przypadek nie jestem kimś innym.
Bo na świecie musi być masa ludzi takich jak ja. Zawsze tak jest.