GRY Smutne Buzie: listopada 2015

poniedziałek, 16 listopada 2015

Żółte i pomarańczowe punkciki wpatrują się we mnie

Poproszono mnie o wesoły post. Czy to oznacza, że poprzednie są smutne? Że ja jestem smutna? Czuję się świetnie. I wszystko jest w porządku.
Mam w uszach Lullaby, The cure.
Chyba nie jest łatwo.
No to ten, jest ładna pogoda. Ciemno, deszczowo i zimno. Nic, tylko się uczyć. I siedzieć w ciepłych czterech ścianach. Uwielbiam to.
Niedługo święta Bożego Narodzenia. Uwielbiam je. Potem Sylwester. Będzie bardzo przyjemnie.
I ee..  spotkam się z nią w tym tygodniu z nią trzy razy, nie dwa.
I różne takie super rzeczy.
Okej, nie lubię pisać o takich pierdołach.
Wybaczcie.

niedziela, 8 listopada 2015

Idę sam, właśnie tam, gdzie czekają mnie...

Leniwe słońce oskarża mnie o bierność i nic-nie-robienie. Lubię tak. Mam wrażenie, że marnuję czas, ale to sprawia, że się czuję całkiem dobrze. Tak powinno być? Co to za sens życia, gdy szczęście przynosi mi brak celu i realizowania się? Mniej więcej udało mi się zrezygnować z marzeń. Są zbyt nierealne, a część z nich sama już zniszczyłam. Nie chcę się nastawiać na niemożliwe. Za bardzo się boję.
Najchętniej ten cały czas schowałabym pod łóżko, w którym była już zawsze.
Mówią, że to pesymizm, a każdy pesymizm tłumaczy się, że to realizm, optymizm się chwali pełnią szkanki. Trochę jak wojna trzech światów, w której realizm prawie nie istnieje i nie chce brać udziału.
Mam beznadziejne podejście do masy ważnych spraw. Wiem o tym. Nie chcę tego zmieniać, bo jako tako znając siebie domyślam się, że zmienię to na gorsze. Dlatego, że wraz z wysiłkiem oczekuję sukcesu, a nie każdy lubi wynagradzać i doceniać wysiłek. W takich momentach nie chcę żyć. Ciężko płakać za kołnierz, ale to lepsze spowalniającego tętna i zatracania się w sobie. Co więc muszę zrobić?

piątek, 6 listopada 2015

Drżę i tracę kontrolę.

Zimno mi. Oczy pieką, są już prawie czerwone. Wyschły od małej ilości snu i zbyt częstego rozmyślania o głupotach. Są prawie czerwone. Chcę płakać. Gdzie ja się znalazłam?
Czy to już to? Spowalniam, prawie obraz mi się rozlał.
Czy mam prawo czegokolwiek od kogokolwiek oczekiwać? Może powinnam udawać, że mnie nie ma? Czuję się głupio. Mam ochotę wybuchnąć. Chciałabym odwrócić wszystkie kolory. Tak się właśnie czuję.
Halo, jak cicho.
Potrzebuję czegoś, co zatrzyma czas i czegoś, co go radykalnie przyspieszy. Chyba, że coś pozwoli mi i tak tkwić w tej chwili już zawsze. Pytanie tylko, czy mam z kim?
Nie chcę być sama ze sobą. 
Niech ktoś wreszcie do mnie dotrze!
Dlaczego więc tak się tego boję? Wystarczam sobie, ale chcę kogoś, komu też mogłabym wystarczać.
Dlaczego?