GRY Smutne Buzie: lutego 2015

piątek, 27 lutego 2015

17.00, jeszcze jasno. Coś jest nie tak.

Halo, halo. Ktoś pamięta mnie jeszcze?
Nie. Należy mi się, dawno mnie tu nie było (tak właściwie to tydzień, ale sam blog ma niewiele więcej). Ale ja wciąż żyję! Naprawdę! Wspaniale, prawda? Nie. Jak łatwo byłoby umrzeć! Ale nie, nie wolno. Tylko tchórze umierają na własne życzenie. Poza tym mam dla kogo żyć, gdyby nie oni, nie chciałoby mi się. Z resztą komu by się chciało? Może dlatego cały czas powtarzają, że trzeba mieć przy sobie ludzi, których się kocha i że to takie ważne? A nie łatwiej by było, gdyby wszyscy umarli? Jasne, że łatwiej! I lepiej! Szybciej! Tak, zabijmy się wszyscy! Szkoda, że są jeszcze idioci, którzy widzą sens istnienia. Jak dla mnie życie to tylko pasmo męki, po to, by dobrnąć wreszcie do Boga, który i tak nie wiadomo, czy istnieje. Swoje życie motywuję tym, że mój brak mógłby zranić wiele osób, bo szczerze mówiąc, lepiej by było się w ogóle nie rodzić. Nikt by nie zatęsknił, a mnie nie spotkałaby męka świata materialnego. Gdybyśmy się wszyscy zabili nikt by nie cierpiał, a Bóg, o ile w ogóle istnieje, to nie miałby nas na głowie. Tyle ludzi i tyle troski! Już widzę, jak na mnie właśnie patrzy. To niemożliwe, by dawał sobie radę. I nie obchodzi mnie to, ze jest Bogiem. Gdyby mógł wszystko, nie byłoby cierpienia. I że niby co, cierpienie ma być wynikiem naszych błędów? Śmieszne! To dlaczego tak cudowni, kochani, wspaniali i wrażliwi ludzie najbardziej cierpią, a te tępe i ograniczone kreatury żyją bez większych problemów, nigdy nie poczuli prawdziwego bólu? I co, to wina diabła? Tak, wymyślcie sobie złe stworzenie, na które zwalicie mankamenty Boga. I jak, Adam i Ewa? Ich wina? Dobrze, tylko nie rozumiem, co my, współcześni ludzie mamy z nimi wspólnego. Zdradzenie boga nawet za specjalnie nas nie dotyczy. Nawet nie pamiętamy tego zdarzenia, nie było nas tam! Skąd wiecie, że jakikolwiek inny człowiek, na pewno zjadłby ten cholerny zakazany owoc? Są różni ludzie, każdy popełnia inne błędy. Kiedy jednemu się powie, by czegoś nie robił, rzeczywiście tego nie zrobi, nawet kuszony przez jakiegoś pieprzonego węża, czy co, drugi z kolei może ulec pokusie. I dlaczego to wszystko przez Ewę, nie Adama? Obarczcie wszystkim kobiety! Nie dość, że rodzą dzieci, cały czas sprzątają w domu, robią obiady, wychowują, to jeszcze to ich wina! A mężczyźni? Jedno wielkie prostactwo. Chociaż nie wszyscy. W każdym razie oni to tylko siedzą, oglądają telewizję i śpią. Większość. ci ambitniejsi pójdą jeszcze do pracy.
Eh, wolę tak dalej nie rozmyślać, gdyż zaraz kompletnie stracę swoja wiarę. Nie chcę tego, bo jeśli Bóg istnieje, to i tak już mam przerąbane.

Żegnam, by się dalej nie pogrążać.

środa, 18 lutego 2015

Zimno i prawie nieprzyjemnie.

Rano, wieczór, cóż za różnica. Zmęczenie dopada mnie i tu, i tu. Najpiękniejszy jest sen, ale trwa najkrócej. Czekam na niego od wczesnego początku do późnego końca dnia.

Środa Popielcowa. Właśnie trawię mięso z późnego obiadu. Ups. Nie mam do tego głowy.
Skoro Środy Popielcowe są takie ważne, to dlaczego, do cholery jasnej nie są to dni wolne? Ciężko jest się człowiekowi wyrobić i bez chodzenia do kościoła.
Wreszcie dopadła mnie chwila wolnego czasu na napisanie tego wpisu. Jest środa, już mam dość. Jak narazie jest ciężej niż zwykle. Mam coraz mniej czasu na sen. A właśnie teraz ten czas tracę, jednak lubię tu pisać te idiotyzmy. Mimo wszystko jest to powód, dla którego ten wpis nie będzie zbyt długi.
Nie znoszę zasmuconych ludzi, chociaż czasami zastanawiam się, czy do nich nie należę. Będę odczuwać satysfakcję wtedy, gdy wszyscy dookoła (najlepiej przeze mnie) będą szczęśliwi. Wiem, że tak się nie da, ale odczuwam swoją winę, gdy ktoś jest zasmucony, jakiś kącik mojego umysłu mówi mi, że to dlatego, że żadne moje słowo nie wpłynęło na poprawę samopoczucia takiej osoby, a bardzo chcę "jakoś pomóc", mimo że nie jestem osobą, która tak się pali do mówienia wszystkim wszystkiego o sobie. To głupie, ludzie których tak długo już znam praktycznie mnie nie znają. Mimo wszystko zdaje mi się, że tak jest dobrze. To mniej więcej jak "dawać innym pomoc, ale nie chcieć jej otrzymywać".

To jak narazie koniec, padam z nóg. Idę spać. Wreszcie.

niedziela, 15 lutego 2015

A tam, gdzieś daleko tli się światełko od lampy ulicznej.

No i niedziela. Ech. Ale nie jest źle, bo jutro będzie... Chyba też beznadziejnie. Ale to nieważne.

Prawie udało mi się zdążyć do kościoła, naprawdę! Tylko, że mądre i ważne słowa "pana księdza" wpadały jednych uchem, a wypadały drugim. Miał potwornie nudny głos. Ale mniej więcej coś po nich zostało. Mówił, że według super-ważnej książki, tj. Biblii, dokładniej Ewangelii, mgr. inż. dr. ks. Jezus leczył trędowatych i że to ma przekład na współczesność. Poza tym, że Bóg istnieje, trzeba w niego wierzyć, modlić się, nie wolno grzeszyć żałować za grzechy, kochać Go, jak nie wiesz, co robić to i tak masz w niego wierzyć i kochać Go, bez względu na to, czy jakakolwiek prośba była kiedykolwiek spełniona, a odpowiedzią na każdy problem jest kochaj Boga i wierz w Niego, to że współcześni ludzie też są trędowaci, ale w tym sensie, że mają uzależnienia, grzechy i inne takie złe badziewia. W takim układzie trochę przepełnia mnie to ścierwo, tak mi się zdaje. Ale to nieważne.
Wierzycie w Boga? Wcześniej przesycało mnie coś mniej więcej na kształt wątpliwości, ale teraz, poza tym, że mam sieczkę w głowie, staram się wierzyć. Chociaż czasem nurtuje mnie wiele pytań. Ale wiecie, nie jest źle. Myśl, że moja śmierć to tylko spanie bez snu jest okropna. Dobrze by było, gdyby istniał. W ten oto sposób mniej więcej wierzę.
Poza tym, już kotki z kurzu nie przyozdabiają góry moich mebli. Już nie. Szczerze mówiąc ich istnienie było poza moim umysłem, wyobraźnią (może tak samo jest z Bogiem?).

Miłej nocy życzę.

sobota, 14 lutego 2015

Kolejny wieczór, ciemność wpływa mi w pokój.

Bry, zimno, powietrze, głupie powietrze, suchomokre, złe, dziwnie.
Czyli tak właściwie jak zawsze.

Sobota, soboty są dziwne. Niby wolne, ale myśl o jutrzejszym dniu - niedzieli - kuje mnie, wbija swe ciernie w me wnętrzności. Ale to nic. Bo jutro będzie gorzej.
Nie znoszę niedzieli. Nie dlatego, że kościół, ale ta myśl, ze to ostatnie chwile weekendu... Już wolę poniedziałek, naprawdę!
Ale to nieważne. Już wiosna, halo! No, zaraz wiosna. W każdym razie mniej więcej prawie wiosna. O, przedwiośnie, tak właśnie. Lubicie to? Słońce, życie podczas dnia (czyli takie prawdziwe, codzienne życie)? Wiecie, trzeba się ruszyć, wstać z łóżka, zrobić coś ze sobą. Nieważne, czy chce się, czy nie. Trzeba. Potem natłok codziennych czynności zaburza wyobraźnię, kreatywność (o ile ją się ma!), człowiek nie myśli tak bardzo jak w nocy. No i, rzecz jasna, ludzie. Ale ludzie, to za dużo do pisania. Komu by się chciało?
W każdym razie nie pisałam o tym, ale zastanawiam się nad nagrywanie coverów. Może to być początek czegoś wielkiego! Początki są wspaniałe, prawda? O ile zbyt szybko się nie skończą. Umiem już wiele piosenek, ale nie wiem, czy to bardziej kwestia tremy, czy zorganizowania wszystkiego. No i wiecie, troszku mi głupio. Na moim profilu na facebooku już pokazała się jedna piosenka, zagrana przeze mnie. Idiotyczna, zrobiona po to, by zirytować znajomego. Lubię irytować ludzi. Nie było w niej żadnego starania się, pasji, nic. Zero. Napisana na odwal. I nie tylko przeze mnie.
W każdym razie nawet nie została porządnie zagrana, czy zaśpiewana.
Jednakże osoby słuchające mojego "występu" gwałciły replay.
I popłynęło nieco pochwał, komplementów.
Głupio mi. Nawet nie wiedzą, co umiem naprawdę, uważają, że TO są moje umiejętności.
To mnie między innymi motywuje, rzecz jasna. Chcę pokazać, że umiem lepiej. Umiem zagrać i zaśpiewać coś ładnego. To znaczy, tak myślę. Ale to nieważne.
Och, właśnie, dziś walentynki! Co i nich sądzicie? (2% osób czytających zastanowi się nad napisaniem odpowiedzi w komentarzu, a ponieważ niewiele to czyta, nie będzie żadnego komentarza, czuję to) Moim skromnym zdaniem to bardzo ciekawe święto. Uważam nawet, że ludzie trąbiący na około, że miłość jest do dupy, a osoby zakochane są po prostu głupie, nigdy nie doświadczyły owej miłości i być może mają w ten sposób żal o to do wszystkich dookoła. No bo jak może być inaczej? Tylko wiecie, to podświadomość, oni nawet nie wiedzą, że tak jest.

W każdym razie to tyle, żegnam.

piątek, 13 lutego 2015

Dobry, bry wieczór, w zależności od tego, co dzieje się za oknem.

Witam, bo nie wiem, co innego mogę napisać na początek.

Jestem Smutną Buzią, w każdym razie czymś mniej więcej na jej kształt. Blog, o ile za chwilę go nie usunę będzie o muzyce, to znaczy tak myślę, o ile mi się nie odwidzi. I zamieszczę tu parę opinii na różne tematy, będę rozpoczynać dyskusje, być może nawet kłótnie. Będzie zabawnie. Albo i nie. Nie wiem. Pewnie i tak nikt tego nie czyta, komu by się chciało?
Ale miło będzie tu pisać te głupoty, które tak parszywie tłoczą się w mojej głowie, od czasu do czasu. Pewnie będę tu czasem wracać.
Na początku powiem tyle, że lubię muzykę. Wiem, to tak cholernie banalne. No ale cóż. Będę tu o niej pisać. ale wiem, nikogo to nie obchodzi.
No ale nieważne! Przecież prowadzę to dla siebie, ha. To jest moje i tylko moje. No, chyba że tu jeszcze kogoś wpuszczę. Ale wątpię.
W każdym razie słucham muzyki rockowej, metalowej i ich podgatunków, dlatego będę o niej najwięcej pisać. Szczerze mówiąc, to rzadziej słucham metalu; uwielbiam go, ale to, czego słucham najczęściej zależy od mojego nastroju. To takie super. Mogę słuchać czego chcę. Mogę o tym nawet mówić. Bez tej możliwości byłoby ciężko.
Ach i jeszcze książki. Kocham książki. Kocham je czytać. Kocham przeżywać to, co bohater. Kocham rozmyślać o bohaterze. Chociaż ten stan ciężko opisać. I tak, wiem powtarzam się w słowie "kocham". Uwielbiam to słowo powtarzać.
No i jeszcze wiersze, ale to okruchy mojego umysłu, gorzej będzie z ich publikacją. Ale jak się na to zbiorę, to dodam.
Dokładniej o tym wszystkim potem napiszę.

Na razie żegnam.