Każdy dzień wygląda tak samo. Oddycham tym samym powietrzem, stawiam te same kroki, w tę samą stronę. Przyglądam się swej niemrawej twarzy, witam się z nią głupim, lekkim pseudouśmiechem na znak "znowu się widzimy". Następnie ciąg innych bezsensownych czynności. Ale przecież po coś trzeba żyć.
Tak czy siak mam wrażenie, że rozciapane na ścianie wnętrzności muchy patrzą na mnie w zastraszający sposób. Ciszę się, że są tylko rozciapanymi wnętrznościami, bo ciężko wydolić przy drażniącym bzyczeniu w tę i we w tę. Czeka na mnie książka i świeża, pachnąca pościel. Dla takich chwili warto żyć. Tak samo jak warto czekać na obiad, kolację, mecz w LoL'u, ulubiony serial, ładowanie kampanii w The Settlers, odebranie telefonu przez znajomego, śmierć muchy, komara, długie włosy (chociaż tutaj nie wiem), nowych znajomych, wakacje i inne bzdety. Och, kolejna mucha, teraz na pościeli. Rzut telefonem i martwa. Jaka szkoda. Matko Święta, ona to przeżyła. Ale jest teraz osłabiona i wolno się porusza.
Monotonnia chyba ma na mnie ochotę.
Czy niegłupim pomysłem jest poddać się niej?
Kto wie.
Ten post jest naprawde głęboki i w 100% procentach prawdziwy. Z resztą jak chyba każdy post, który udało mi sie przeczytać na tym blogu. Wieć niezastanawiająć się pozostawiam u Ciebie obserwacje. Zapraszam do siebie mam nadzieję, że zostawisz po sobie ślad http://bogwilife.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, takie komentarze to duża motywacja. Zerknę na Twojego bloga. Życzę powodzenia w prowadzeniu go.
UsuńTo wszystko jest takie prawdziwe...
OdpowiedzUsuńhttp://seethelifeofthisbetterparties.blogspot.com/
Każde stworzenie, które zabijesz, będzie żyło w Tobie. Ja, będąc małą dziewczynką, zamordowałam z wujaszkiem białą gęś. Teraz szuję, jak wydłuża się mi szyja i upodabniam się do niej płochością i brakiem zaufania do otoczenia. Ona jest we mnie - czuję jak krew wylewa się wewnątrz mnie.
OdpowiedzUsuń